Szkoła letnia języka i kultury rumuńskiej w Braszowie

[UWAGA. Materiały opublikowane na stronie są objęte prawami autorskimi.
Nie kopiuj tekstów ani zdjęć - skorzystaj z opcji "Udostępnij"/"Share"]

Od dawna wiem, że zwyczajny kurs języka rumuńskiego nie jest rozwiązaniem dla mnie. Poszukuję niestandardowych pomysłów i dziś z przyjemnością opowiem Ci jak wygląda jeden z najciekawszych sposobów uczenia się języka obcego – szkoła letnia. To naprawdę niezła przygoda!

Skąd pomysł na szkołę letnią?

Jak tylko przeczytałam na instagramowym profilu Rumuńskiego Instytutu Kultury w Warszawie (polecam obserwować, tam są zawsze aktualne informacje o wydarzeniach) informację o tym, że w Braszowie będzie latem organizowana szkoła letnia języka i kultury rumuńskiej, poczułam, że jest to coś, czego chciałabym spróbować. Złożyłam więc dokumenty (CV, list motywacyjny, list polecający) wraz z wnioskiem o stypendium – w tym roku mogło je dostać 6 osób: studenci, dziennikarze lub osoby promujące Rumunię. Dla pozostałych uczestników opłata wynosiła 700 euro. Czyli jakieś 3000 zł. Obejmowała kurs i wycieczki (bez biletów wstępu).

O przyznanym stypendium dowiedziałam się podróżując przez Banat. I choć nie było mi po drodze, wybrałam się niemal od razu do Braszowa, żeby znaleźć sobie jakiś miły pensjonat i dogadać się na ponad 3-tygodniowy pobyt. Doskonale wiedziałam, że w tak turystycznym mieście ceny w lipcu przy starym mieście będą wysokie i wszystkie najlepsze miejsca będą już zarezerwowane. Udało mi się znaleźć świetną miejscówkę z parkingiem i ładnym widokiem. Choć za niemałą kwotę, to chociaż blisko budynków uniwersytetu, na którym miały się odbywać zajęcia (miały, bo wyszło inaczej, ale ostatecznie 1 km spaceru był dobry na poranny rozruch).

Jak się okazało na krótko przed rozpoczęciem kursu, stypendyści mieli bezpłatne zakwaterowanie w budynku należącym do uczelni (pokoje były bardzo ładne, z tego co widziałam). Niestety dla mnie to było już za późno, by odwołać moją płatną rezerwację. Cóż, trudno… ale dzięki temu mogłam dłużej pospać, bo miałam dużo bliżej.

Braszów twierdza, cytadela braszowska

Jak wyglądają zajęcia w szkole letniej?

Na początku jest test i rozmowa z nauczycielami, którzy na tej podstawie kwalifikują Cię do konkretnej grupy: początkującej, średniozaawansowanej lub zaawansowanej. Dostajesz specjalnie przygotowany podręcznik na swój poziom, plan zajęć i chodzisz od poniedziałku do piątku na:

  • lekcje rumuńskiego (4 godziny, kilkuosobowe grupy),
  • wykłady (np. historia, literatura, kinematografia, o języku),
  • warsztaty (dziennikarstwo, tradycyjne tańce, aktorstwo).

W zasadzie staraliśmy się chodzić na wszystkie lekcje i wykłady (teoretycznie takie były wymogi). Z warsztatów trzeba było wybrać przynajmniej jeden rodzaj (każdy z nich obejmował 5 spotkań). Zajęcia odbywały się na starym mieście – na Wydziale Literatury Uniwersytetu w Braszowie, w muzeum Casa Mureșenilor i w Centrum Kultury Reduta. Była też wizyta w lokalnym radiu, ochotnicy wzięli udział w audycji na żywo. Uczestniczyliśmy również w zajęciach z ceramiki. W międzyczasie spotykaliśmy się też na wspólnych wieczorach, w kawiarniach czy restauracjach, by lepiej się poznać i spędzić razem trochę więcej czasu.

Zajęcia w ciągu tygodnia zazwyczaj zaczynały się po 10 (trzeba przyznać, że nie byliśmy jako uczestnicy zbyt punktualni, ale na szczęście nikomu to nie przeszkadzało), była przerwa na kawę, potem przerwa na obiad i bywało, że do pensjonatu wracałam po 19. W soboty odbywały się wycieczki (Sybin, skansen Astra, Viscri). Zwiedzaliśmy też Braszów z przewodnikiem.

Pod koniec kursu napisaliśmy test językowy i otrzymaliśmy dwa certyfikaty – uczestnictwa w szkole letniej oraz językowy, ze wskazaniem poziomu znajomości rumuńskiego (A1, A2, B1, B2, C1).

Viscri kościół warowny
Viscri, UNESCO

Skąd pochodzą uczestnicy szkół letnich?

Z całego świata. Miałam przyjemność spędzić ten czas ze świetnymi ludźmi z takich krajów jak Czechy, Włochy, Hiszpania, Bułgaria, USA, Meksyk, Brazylia i kilku innych… Jedni przyjechali uczyć się rumuńskiego ze względu na swoje korzenie (pochodzenie rodziców czy dziadków), inni ze względów zawodowych, a jeszcze inni po prostu zainteresowali się językiem i pewnego dnia zaczęli go poznawać – szkoła letnia była kolejnym etapem, nowym wyzwaniem. Przedział wiekowy zaczynał się od 19 lat, a kończył… no nie pytałam dokładnie, ale raczej 40+ 😉 Rozmawialiśmy o językach, którymi posługujemy się na co dzień, o zwyczajach panujących w naszych krajach i o ich specyfice. Mówiliśmy dużo o Rumunii. Wymienialiśmy się poglądami, bez problemu znajdowaliśmy wspólne cechy. Niekiedy rozmawialiśmy w kilku językach naraz – bo dlaczego nie! 😉

Braszów Czarny Kościół, wzgórze Tampa

Czy szkoła letnia w Braszowie jest dla Ciebie?

Jeśli masz luźne 3 tygodnie w lipcu i chcesz się intensywnie uczyć języka rumuńskiego od native speakerów, różnorodnie, w miłej atmosferze i w międzynarodowym towarzystwie, a zdobytą wiedzę od razu wdrażać w życie – spróbuj! Musisz jednak mieć na względzie, że to będą naprawdę intensywne dni, podczas których prawdopodobnie nawet nie ruszysz swojej pracy zdalnej, jeśli jakąś planujesz wykonywać w międzyczasie. Zapewne niekiedy będzie za mało snu, a innym razem za dużo upału, ale uwierz – wspomnienia zostaną z Tobą na długo. Może nawet zechcesz to powtórzyć za rok, już o poziom wyżej?

Piata Sfatului, rynek w Braszowie

Czy szkoła letnia jest tylko w Braszowie?

Nie, językowo-kulturowe szkoły letnie są organizowane w wielu innych rumuńskich ośrodkach uniwersyteckich, w takich miastach jak np. Bukareszt (ok. 2 tyg.), Kluż-Napoka (ok. 3 tyg.), Timiszoara (ok. 2 tyg.), Jassy (zależy; 2-3 tyg.) czy Konstanca. Z tego, co słyszałam od absolwentów, poziom organizacji tych kursów jest różny, sposób nauczania również, dlatego przed wyborem najlepiej zapytaj kogoś, kto był w danym miejscu i może Ci powiedzieć jak to naprawdę wygląda. Wiele też może zależeć od samego nauczyciela – ja w tej kwestii akurat trafiłam idealnie i serdecznie polecam Braszów.

Co mi dał wyjazd do Braszowa?

Na pewno większą wiedzę językową (przerobiliśmy materiał z około półtora poziomu) i dobre wspomnienia z fajnymi ludźmi. Wykład znanego historyka Adriana Cioroianu, którego świetne książki przetłumaczone na polski można znaleźć w ofercie wydawnictwa Amaltea, był dla mnie naprawdę ciekawym doświadczeniem. Właściwie odkąd się dowiedziałam, że takie spotkanie się odbędzie, czekałam głównie na to. Miałam też oczywiście ze sobą publikacje, które Autor podpisał. Jeśli chodzi o sam Braszów, to planów miałam dużo więcej niż ostatecznie byłam w stanie zrealizować. Niestety bardzo uciążliwe upały (które raczej się nie zdarzały wcześniej w takim natężeniu w tych okolicach) spowodowały, że po całym dniu aktywności zwyczajnie nie miałam już siły więcej chodzić. Ale poznałam Braszów z innej strony – takiej codziennej, czasem zamglonej i deszczowej. W takiej odsłonie to miasto było dla mnie dużo bardziej magiczne, tajemnicze i intrygujące.

A na pamiątkę przywiozłam sobie dwie książki – jedną Balcic. Micul paradis al României Mari (autor: Lucian Boia, wyd. Humanitas) i drugą pt. Călătorie în jurul omului (autor: Alexandru Stermin, wyd. Humanitas). Bo znalezienie czasu na czytanie większych publikacji po rumuńsku to moje nowe postanowienie.

Braszów w deszczu