Kiedy najlepiej zabrać się za książkę „Mołdawia. Państwo niekonieczne” Kamila Całusa? Przed wyjazdem, czy po powrocie? To zależy i zaraz wyjaśnię dlaczego. Ale co do jednego nie mam wątpliwości – przeczytać ją zdecydowanie warto. Trzeba.
Republika Mołdawii to dość młody byt, jeśli spojrzymy na nią w kontekście samodzielności. Kiedyś była to kraina mlekiem i miodem płynąca, „witryna radzieckiego komunizmu”, a dziś już po tamtych czasach niewiele zostało prócz żalu. Wielu ludzi kojarzy ją aktualnie z przemysłem winiarskim (i słusznie zresztą), wielu też mówi, że przecież to rumuńskie tereny, a jeszcze inni wspominają, że nic tam nie ma i po co jechać. A Kamil Całus w swojej książce wysuwa inną odważną tezę: że to państwo niekonieczne. Czyli że jak? Bezcelowe? Zbędne? Tę niezwykle ciekawą kwestię wyjaśni Wam szczegółowo nie tylko sam Autor, ale też jego liczni rozmówcy.
„Besarabia, Republika Mołdawii to pogranicze pograniczy. Punkt styczny kultur i mentalności. Tam tożsamość to nie stały punkt, ale droga.” *
Szczegółowe analizy przedstawione w książce „Mołdawia. Państwo niekonieczne” naprawdę robią wrażenie. Nie mniejsze niż to, co jest ich przedmiotem (a zaskoczeń podczas czytania nie brakuje). To kawał solidnego researchu, dzięki któremu dowiadujemy się między innymi, jak w istocie wyglądała w ostatnich latach mołdawska scena polityczna, dlaczego jest to najbiedniejszy kraj w Europie i skąd ta wszechobecna korupcja – również w szkołach. O samych mieszkańcach też się wiele dowiemy. O tym jacy są, jak żyją, za czym tęsknią i jak widzą przyszłość swojego kraju. Autor podaje szereg przykładów, przywołuje dziesiątki rozmów z przeróżnymi osobami. Zebrane w książce fakty uzupełnia ciekawostkami oraz opowieścią o swoich własnych – niezwykle zresztą bogatych – doświadczeniach z licznych wizyt za Prutem. Wieloletnia świadoma obserwacja różnych zjawisk po prostu musiała zaowocować dobrą i rzetelną publikacją.
„Mołdawianin bardziej ceni swoją rodzinę niż abstrakcyjne, wiecznie niesprawne i na swój sposób efemeryczne państwo, które raczej bierze, niż daje cokolwiek w zamian.”
A jak to jest z prorosyjskim Naddniestrzem, którego niemal nikt nie chce uznać? Dlaczego stanowi ono kłopot nie tylko dla Mołdawii, ale też dla innych państw i sojuszy międzynarodowych? W rzeczywistości rozwiązanie naddniestrzańskiego problemu wydaje się dla nikogo nie być opłacalne – w książce mamy konkretne podsumowanie pod kątem „co by było gdyby”, z dość ciekawymi (ale też bardzo logicznymi) wnioskami. Jaka jest natomiast sytuacja w prorosyjskiej Gagauzji – autonomicznym, niespójnym terytorialnie obszarze, położonym w południowej części Mołdawii? Niepewna. To również istotny temat, choć nie tak znany powszechnie, jak ten dotyczący krainy po lewej stronie Dniestru. I kiedy tak czytając te wszystkie wątki sklejamy je w całość, dostajemy bardzo realistyczny i sensowny obraz współczesnej Mołdawii. Po lekturze z pewnością będziemy już wiedzieli DLACZEGO. Dlaczego jest właśnie tak, a nie inaczej…
„Moskwa postanowiła zastosować tu instrument, który świetnie sprawdził się już w latach trzydziestych na Ukrainie. Wielki głód. Ten ogarnął republikę w 1946 roku i w ciągu niecałych trzech lat pochłonął od 150 do 300 tysięcy ofiar. (…) Chłopom rekwirowano plony i zwierzęta gospodarskie. (…) żyjący na najbardziej urodzajnym skrawku europejskiej ziemi, lecz umierający z głodu ludzie w desperacji posuwali się do kanibalizmu.”
W „Mołdawii…” pojawia się co prawda wiele niełatwych tematów, ale kilka lżejszych też się znajdzie – moim ulubionym wątkiem był ten o robieniu wina w pewnym dość nietypowym miejscu. Nie zdradzam, bo to niezły smaczek i zaskoczy chyba każdego. Bardzo mi się też podobało przywołanie na początku historii o otwarciu w 1990 roku na sześć godzin granicy rumuńsko-mołdawskiej. Czytając, byłam niezmiennie pod wrażeniem zarówno ogromu wiedzy Autora, jak i klarowności przekazu. Bez tej książki moja świadomość Mołdawii byłaby dużo niższa. Bo choć wiele rzeczy dostrzegłam sama, to jednak dobrze było poznać opinię specjalisty i oprzeć wiedzę na fachowych argumentach.
Odpowiedź na zadane na początku pytanie nie jest jednoznaczna ani oczywista. Wiele informacji o trudnych aspektach życia w Mołdawii na pewno pozwoli czytelnikowi spojrzeć na niektóre sytuacje z innej perspektywy i nie porównywać tamtejszej atmosfery do klimatu codzienności znanej nam z zachodniej Europy, czy chociażby nawet z sąsiedniej Rumunii. Bo jest po prostu inaczej i bardzo wiele czynników miało na to wpływ. Autor pięknie te różnice charakteryzuje i uzasadnia. Jeśli przeczytasz książkę przed wyjazdem, poznasz mechanizmy rządzące tym krajem i będziesz względnie przygotowana/y na to, co zastaniesz na miejscu i dlaczego tak jest. Ale wiem też, że jest sporo ludzi, którzy mają jak ja: lubią chłonąć nowe miejsca po swojemu. Obserwują niespiesznie ludzi i sytuacje, opierają się z początku na własnych wrażeniach, zanim ktoś nada im adekwatne określenia. Dopiero później znajdują uzasadnienia dla pewnych zjawisk, by zweryfikować swoje przypuszczenia. W takiej sytuacji warto najpierw przeczytać pierwsze dwa rozdziały i resztę dokończyć podczas wyjazdu lub po powrocie. Bo po tej lekturze Twoje spojrzenie na Republikę Mołdawii już zdecydowanie nie będzie takie jak wcześniej. Jakie będzie? Sprawdź.
Dane książki:
Tytuł: „Mołdawia. Państwo niekonieczne”
Autor: Kamil Całus
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020
Liczba stron: 388
Link afiliacyjny do zakupu książki: Ceneo.pl
*Podane na kolorowo trzy cytaty pochodzą kolejno ze stron: 198, 268 oraz 284-285.
Zdjęcia zostały zrobione w Kiszyniowie na Scara Cascadelor.