Ileż to razy zamek w Branie reklamowano jako „siedzibę słynnego Drakuli”, budując narrację, która nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością… Tymczasem obiekt ten jest ściśle związany z inną ciekawą postacią – rumuńską królową Marią.
Spis treści dla niecierpliwych:
[po najechaniu kursorem lub kliknięciu na wyraz podkreślony kropkamiO tak właśnie 😉, pojawi się chmurka z objaśnieniem]
O zamku
HistoriaŹródła informacji o zamku: tablice prezentowane na zamku oraz strona http://www.bran-castle.com zamku w Branie (rum. Castelul Bran) sięga 1377 roku (wcześniej była tam drewniana budowla, która została zniszczona). Kamienny zamek na wzgórzu (tzw. „klifie Dietricha”) został wzniesiony przez mieszkańców Braszowa w celach strategicznych i ekonomicznych. Miał za zadanie blokować inwazję wroga do czasu sprowadzenia pomocy z RâșnovaRâșnov czytaj: „rysznow” i Braszowa. Był także punktem celnym na szlaku handlowym pomiędzy Siedmiogrodem a Wołoszczyzną. Zamek na przestrzeni lat zmieniał właścicieli, w międzyczasie remontowano go i umacniano. W końcu w 1651 r. książę siedmiogrodzki Jerzy II Rakoczy (węg. II. Rákóczi György) na mocy traktatu przekazał zamek miastu Braszów.
1 grudnia 1920 r. mieszkańcy Braszowa ofiarowali zamek królowej rumuńskiej Marii, którą w akcie darowizny nazwano „wielką królową, która (…) błogosławi wszędzie, gdzie idzie, podbijając serca ludzi w całym kraju”Tłumaczenie zaczerpnięte z książki „Rumunia. Albastru, ciorba i wino” Agnieszki Krawczyk, str. 167, Wyd. Poznańskie. Zamek stał się jej ulubioną rezydencją – odrestaurowała go i urządziła na siedzibę rodziny królewskiej. Wybudowano też kilka innych obiektów wokół.
W latach 1920-1930, zamek z pomocą czeskiego architekta Karela Limana przebudowano tak, by stał się nowoczesną letnią rezydencją. Obiekt został wyposażony w 1932 r. w elektrownię z turbiną, do której przyłączone były trzy gminy, zyskując dzięki temu oświetlenie. Zamek miał także instalację telefoniczną. Zamontowano kolejkę linową, która służyła do transportu jedzenia do królewskiej Herbaciarni na tradycyjnie po angielsku celebrowane o godzinie piątej herbatki. Ale to nie koniec udogodnień! Zamek miał dostęp do zimnej i ciepłej wody, prądu i kanalizacji, a później również do gazu. Królewski park zyskał ogrzewane szklarnie, a z zagranicy sprowadzano rzadkie odmiany kwiatów. Zarybiono okoliczny zbiornik wodny i zamkowe akwarium. W królewskich stajniach hodowano konie, które stanowiły jedną z pasji królowej. Trzeba przyznać, że zaangażowanie i wkład właścicielki w rozwój tego miejsca zasługuje na uznanie. Zresztą nie jest tajemnicą, że Maria dbała i o ludzi – wspomina o tym również Adrian Cioroianu w „Pięknej opowieści o historii Rumunów”str. 80, Wyd. Amaltea, Wrocław 2018. Autor pisze o rumuńskiej bohaterce z nieukrywaną dumą:
„Księżna Maria przybyła do Rumunii jako żona przyszłego króla Ferdynanda w wieku zaledwie siedemnastu lat i zakochała się głęboko w narodzie, który przyjął ją z wielkimi nadziejami. Jej urok i niezwykła przytomność umysłu sprawiały, że wszyscy Rumuni, którzy ją spotykali, byli dumni z takiej królowej. Przez czterdzieści pięć lat, które przeżyła w Rumunii (…) królowa Maria odbyła niezliczone podróże po kraju, by poznać Rumunów w ich domach. Z sympatią wypowiadała się i napisała wiele wspaniałych stron o swym przybranym narodzie i o pięknie Rumunii.”
Jak podają zamkowe źródła, obiekt był wyposażony w głęboki zbiornik na wodę, który z czasem zamieniono w prawie 59-metrową studnię. W 1937 r. Królowa Maria zdecydowała o umieszczeniu windy Stiglera„Stigler” to przedsiębiorstwo założone przez niemieckiego inżyniera Auguste Stiglera, produkujące windy hydrauliczne od 1860 r. (źródło: https://elevation.fandom.com/wiki/Stigler w szybie studni, by połączyć Park Królewski z zamkiem i ułatwić sobie spacery. Nie nacieszyła się jednak tym nowoczesnym wynalazkiem zbyt długo, bo w następnym roku zmarła. W czasach komunizmu dźwig osobowy został zniszczony. Dopiero kilka lat temu (pierwsza dekada XXI w.) zamontowano nową windę – tym razem z Braszowa – która wyświetla w trakcie zjazdu pokaz multimedialny i stanowi element atrakcji nazwanej „Tunelem czasu” (o samej atrakcji i cenie piszę niżej).
Królowa Maria przekazała zamek Bran w testamencie swojej córce, księżniczce Ileanie. W czasie II Wojny Światowej Ileana założyła szpital i pełniła obowiązki pielęgniarki (jak jej matka podczas I WŚ). Po abdykacji króla w 1948 r. została zmuszona do opuszczenia Branu.
Agnieszka Krawczyk w książce pt. „Rumunia. Albastru, ciorba i wino” (rozdział „Drakula made in Romania”, na str. 167-171) opowiada o królowej Marii i jej przywiązaniu do zamku w Branie, a także wspomina o skansenie, który znajduje się tuż obok wejścia. Istotne i szczegółowe informacje o zamku znajdziesz również na oficjalnej stronie: www.bran-castle.com
Drakula
W zamku, oprócz królewskiego wystroju, nie brakuje odniesień zarówno do historycznego władcy z XV wieku, Włada Palownika (rum. Vlad Țepeș, Vlad Dracul) jak i do fikcyjnej postaci z powieści Brama Stokera. Zaznaczę od razu, że to dwie całkiem różne osoby. I żadna z nich w zasadzie nie była związana z zamkiem w Branie.
Bram Stoker stworzył słynną już w popkulturze postać wampira Drakuli, której nadał cechy oparte na legendach i folklorze. Być może usłyszał o tym prawdziwym Władzie Drakuli od kupców brytyjskich i było to dla niego inspiracją. Jednak autor dał swojemu bohaterowi całkiem inne pochodzenie – ten prawdziwy Wład nie był księciem Transylwanii (Siedmiogrodu), tylko hospodarem Wołoszczyzny (to tereny południowe), który w dodatku niewiele miał wspólnego z zamkiem w Branie, a też sam B. Stoker nigdy w Rumunii nie był.
Włada Palownika przedstawia się jako sadystę i okrutnika. Zapewne miały na to wpływ pamflety (czyli utwory krytykujące, obrażające kogoś), tworzone przez jego wrogów. Dla Rumunów był on dzielnym rycerzem, który walczył o wolność przeciwko Turkom. Jak można się jednak domyślać, przydomek „Palownik” nie wziął się znikąd – Wład w taki sposób prowadził swoja politykę. Ale trzeba na to spojrzeć w kontekście tamtych czasów – władcy (również polscy) byli okrutni i Țepeș (czytaj: „cepesz”) zapewne nie wyróżniał się specjalnie w tym względzie.
A jeśli ktoś chciałby zobaczyć faktyczny zamek Drakuli, to powinien skierować się nieco bardziej na zachód – na drogę 7C, nad którą wznosi się twierdza Poenari (pisałam o niej w przewodniku po Trasie Transfogaraskiej).
O powyższych kwestiach interesująco pisze Dorota Filipiak w książce pt. „Rumunia. Pęknięte lustro Europy” (rozdział „Wojewoda”, str. 159-175). Zainteresowanych tematem odsyłam również do ciekawego podcastu „Drakula bez tajemnic„.
Informacje praktyczne
Miejscowość Bran, w której znajduje się zamek, jest położona ok. 25 km od Braszowa – mniej niż pół godziny jazdy drogą nr 73 przez Râșnov (to niewielkie, całkiem miłe miasto, gdzie znajduje się twierdza, do której można m.in. wyjechać kolejką).
W samej okolicy zamku w Branie znajdują się miejsca parkingowe przy drodze i na specjalnie wydzielonych parkingach. Oczywiście płatne – ja płaciłam 5 lei za godzinę. W sezonie może być ciężko znaleźć jakąś przestrzeń do parkowania.
Przy braku turystów można spokojnie zmieścić się ze zwiedzaniem w dwóch godzinach, łącznie z kupieniem pamiątek. Ale już przy większym „oblężeniu” może być naprawdę różnie. Mamy bowiem jedną kolejkę do kasy biletowej (można kupić bilet online, to ułatwia sprawę), a potem drugą przy samym zamku do wejścia, gdzie trzeba odbić bilet z kodem na bramkach. Dlatego też planując zwiedzanie koniecznie weź te kwestie pod uwagę.
Bilety, jeśli nie zrobisz tego online, możesz kupić w automatach przy głównym wejściu. Przy czym to wejście znajduje się nie od głównej drogi, tylko trzeba przejść pomiędzy straganami, obok „Zamku Grozy” (rum. Calstelul Groazei) i Muzeum Wsi (na zdjęciu; rum. Muzeul Satului Brănean). Lokalizacja: 45.515438, 25.369283 – do wklejenia w mapach Google.
Ceny biletów mogą się różnić w zależności od sezonu. W sierpniu 2023 r. wejście na zamek kosztowało 60 lei (studenci 35 lei, dzieci 15 lei). Oprócz tego możesz jeszcze zakupić bilety na wystawę średniowiecznych narzędzi tortur (10 lei) oraz do Tunelu Czasu (25 lei za ledwo 2-minutową atrakcję, nagranie z tunelu zobaczysz w zapisanej relacji z lutego 2022 r. na instagram.com/projektrumunia). Na zwiedzanie tych dwóch dodatkowych miejsc możesz zdecydować się w trakcie spaceru po zamku i kupić bilet w środku, w kiosku. W cenie jest już zawarta możliwość robienia amatorskich zdjęć i filmów.
W 2023 r. możliwe było zwiedzanie z systemem audio guide w językach: RO, ENG, DE, FR, IT, ESP, RUS, HU. Był to koszt 10 lei. Jednak na trasie zwiedzania i tak znajdują się tablice z dość dokładnie opisaną historią czy ciekawostkami. Wystarczy otworzyć aplikację Google Tłumacz, wybrać języki, kliknąć ikonkę aparatu i skierować telefon na tekst.
Do zamku nie można wchodzić z psem ani z wózkiem dziecięcym. A osoby z niepełnosprawnością ruchową mogą mieć znaczne problemy w swobodnym poruszaniu się po obiekcie. Są wąskie przejścia, ciemne zakamarki i strome schody. Bardziej wrażliwe dzieci mogą w niektórych miejscach zamku czuć dyskomfort ze względu na mroczne wystawy, światła, dźwięki, prezentowane materiały video.
Artykuł jest dla Ciebie pomocny? : ) Będzie mi bardzo miło, jeśli w zamian oznaczysz Projekt Rumunia na swoim kanale (np. w relacji z tego miejsca). Dzięki temu będę miała szansę wesprzeć i zainspirować kolejne osoby wybierające się do Rumunii. |
[UWAGA. Materiały opublikowane na stronie są objęte prawami autorskimi. Ich stworzenie wymagało dużo czasu i pracy – uszanuj to proszę. Nie kopiuj tekstów ani zdjęć bez pisemnej zgody autora.]
Zwiedzanie zamku w Branie
Zwiedzanie warto rozpocząć od uświadomienia sobie – o czym już wspominałam – że zamek w Branie to miejsce związane z królową Marią i jej córką, księżniczką Ileaną. Mam wrażenie, że postać Drakuli, którą na siłę próbuje się to miejsce reklamować, jest tutaj dodatkiem niezbyt fortunnie wkomponowanym w przestrzeń. Sam zamek jest bowiem na tyle ciekawym miejscem, że spokojnie obroniłby się swoją bogatą historią, bez pomocy fikcyjnego wampira. Tymczasem mamy tutaj duet… lub nawet trójkąt – Królowa, Vlad Palownik i wampir Drakula.
Wnętrza są w większości urządzone w klimacie rodziny królewskiej, a znaczna liczba tablic informacyjnych pozwala dobrze poznać to miejsce – warto zerknąć na nie od czasu do czasu, aby nie był to tylko beznamiętny spacer po paru komnatach za niemałą przecież kwotę.
Spacerując zwróć uwagę na wyjątkowe detale – drzwi malowane w stylu saksońskim, zdobione sufity czy rzeźby…
W trakcie zwiedzania przechodzi się różnymi zakamarkami, wychodzi na zewnątrz czy wspina po schodach, więc sama wędrówka jest dość urozmaicona pod względem fizycznym. Mamy po drodze sypialnie, pokoje dzienne, a nawet „salę kinową” (to określenie trochę na wyrost) z wyświetlanymi filmami o królowej Marii. W kilku pomieszczeniach znajdują się mniej lub bardziej dosadne nawiązania do filmowego Drakuli oraz informacje o postaciach związanych z folklorem czy mitologią – tutaj doznaniom wizualnym towarzyszą też dźwiękowe, mające zapewne stworzyć tajemniczy klimat. Tak że jest bardzo różnorodnie, coś w rodzaju pomieszania dwóch wymiarów: jeden jest realny, historyczny; drugi zaś mi(s)tyczno-fikcyjny. Ale tych akurat zdjęć nie pokażę – pozwolę działać Twojej wyobraźni…
W zamku znajduje się również pomieszczenie ze średniowiecznymi narzędziami tortur, dodatkowo płatne. Czy warto – nie wiem, bo nie sprawdzałam.
Natomiast „Tunel czasu” (rum. Tunelul timpului) to atrakcja, której cena jest dla mnie dość nieadekwatna, bo za 20 lei (a w czasie różnych wydarzeń nawet i więcej) zjeżdżamy windą (o której pisałam wyżej), wokół wyświetlane są jakieś zjawy i tajemnicze korytarze, a gdy drzwi windy otwierają się na dole, mamy do pokonania niedługi korytarz pełen odpalonych ekranów. Po jego przejściu lądujemy w sklepie z książkami i pamiątkami. Całość wycieczki mieści się w dwóch minutach (dokładnie zajęło mi to 1 min 40 sek.). Zupełnie nie wiem też dlaczego nazwano to „tunelem czasu”. Ale to moja opinia. No i może jeszcze kilku innych osób, które podzieliły się ze mną swoimi wrażeniami. Jednak Ciebie może to przecież zachwycić – i fajnie, nic mi do tego ; )
W samej księgarni znajdziesz książki historyczne, kilka wydań „Drakuli” (a jakże!), przewodniki i innego rodzaju gadżety. Myślę, że dość ciekawą pamiątką są bajki napisane przez królową Marię. Taka jedna książka kosztuje ok. 20 lei, jest też wersja w języku angielskim. To może być dość atrakcyjna forma nauki języka.
Wychodząc na zewnątrz z tunelu i dolnego sklepiku (bo górny jest przy dziedzińcu) masz możliwość przejść się alejami parkowymi, przysiąść na chwilę koło oczka wodnego i popatrzeć na zamek z innej perspektywy. A następnie przejść się jeszcze raz wśród straganów. Być może zwrócą wtedy Twoją uwagę tradycyjne bluzki (rum. ia, czytaj: „ija”), haftowane w piękne wzory. Taką odzież Rumunki zakładają nawet do jeansów i jest ona bardzo popularna. Jednak ręcznie szyta kosztuje nawet kilkaset lei. Zwróć uwagę czy to co kupujesz nie jest zwykłą podróbką – wystarczy zerknąć na lewą stronę: ręczny haft nigdy nie będzie tak idealny jak maszynowy. Warto wspierać prawdziwe rękodzieło i wyjątkowe tradycje.
Więcej na temat symboliki i stroju ludowego dowiesz się np. ze wspomnianej wyżej książki A. Krawczyk: „Rumunia. Albastru, ciorba i wino”.
Myślę, że pomimo tego totalnego pomieszania klimatów, jakie funduje turystom zamek w Branie, jest on wart odwiedzin. Może niekoniecznie w samym środku sezonu, gdy trzeba się przepychać między ludźmi wąskimi przejściami. Ale koniecznie ze świadomością (tak, powtarzam się, bo to istotne), że to zamek uwielbianej przez Rumunów Królowej Marii i ani Wład Palownik, ani wampir Drakula nie mieli z nim w zasadzie nic wspólnego. Uzbrojony/a w taką podstawową wiedzę masz szansę zrozumieć nieco więcej z tej wycieczki – a o to chyba chodzi w zwiedzaniu, prawda? 🙂